Zrobiłam sobie dziś taki jakby Dzień Dziecka.
Ogólnie w mojej rodzinie dzień dziecka oznacza to, że nie chce się komuś myć,
ale to jest tylko w przypadku mojego brata ciotecznego, który raz na jakiś czas
spędza kilka dni u mojej babci .
No ale postanowiłam dziś nie iść do szkoły, ze względu na to, że miałabym dziś
klasówke z fizyki..
Stwierdziłam, że wolę nie iść i napisać ją za tydzień na 4 lub 5,
niż iść i dostać 1 lub 2. . .
To jest dla mnie czarna magia. Nie rozumiem tego przedmiotu.
Jest bez sensu..
To jest komplikowanie prostej czynności..
Nie obchodzi mnie , kto z jaką prędkością jedzie, i kiedy ma zacząć hamować,
żeby nie uderzyć w przeszkodę stającą na drodze .czy coś w tym stylu. wrrr..
Tak.. to był jeden z beznadziejnych przykładów w mojej książce. xd
Lekcje raczej mam dziś lajtowe więc za dużo nie stracę. Matma luz. Polski jeszcze bardziej.
Na biologi apel. Fizyka klasówka. i ang też luz :)
Na biologi apel. Fizyka klasówka. i ang też luz :)
Nie chciało mi się uczyć do tej fizyki , bo późno wczoraj z tańców wróciłam :<
I byłam mega mega zmęczona i nic mi się nie chciało robić.
A teraz włączę muzykę, troszkę ogarnę w pokoju
i zacznę robić lekcje na przyszły tydzień i na jutrzejsze korki z ang.
I jeszcze życiorys Prusa i jego dwie nowele . . .
z dedykacją dla mojego 4-20 <3